szpak80 szpak80
1283
BLOG

Sowiecka misja "Czerwonego Krzyża" w Polsce (1918)

szpak80 szpak80 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

"W listopadzie 1918 r. grupa członków Czerwonego Krzyża z Rosji Sowieckiej przekroczyła granicę nowo utworzonej Republiki Węgierskiej. Prawdziwości ich dokumentów nie zakwestionowano.
Paszporty były sfałszowane a ludzie ci mieli niewiele wspólnego z Czerwonym Krzyżem ale bardzo dużo z Czerwoną Flagą. Ich przywódca, niski, nieco niekształtny Żyd z brodą i inteligentną twarzą oddzielił się i udał do Budapesztu z misją, która, jak się okaże, nie będzie miała nic wspólnego z udzielaniem pomocy chorym, ale będzie miała bardzo poważne konsekwencje dla Węgier i Węgrów. Nazwisko wpisane w jego paszporcie, wydanym przez Lenina brzmiało major Sebestyen. Naprawdę nazywał się Bela Kun".

Na ogół dość zdawkowo informuje się o okolicznościach w jakich Kuhn trafił z Rosji na Węgry, można wprawdzie trafić na informacje, że po przybyciu w jednej z grup przerzucanych na Węgry i zaopatrzonych w duże ilości pieniędzy, posługiwał się tożsamością dr Sebestyén Emil, natomiast o Czerwonym Krzyżu nie wspomina się za często. Zbliżony do powyższego opis znajduje się w książce komunistki z Niemiec Fischer własc. Eisler (Spartakus, KPD, trockizm, jej "mentorzy": Sobelsohn /Radek/, Apfelbaum /Zinowiew/, Bronstein /Trocki/):

"W listopadzie 1918 Kun przybył do Budapesztu na paszporcie wojskowego doktora, przybierając nazwisko Eugen Sebestyen. Rosyjska misja Czerwonego Krzyża, w Budapeszcie, pod warunkami traktatu brzeskiego, asystowała mu w jego pierwszych przedsięwzięciach".

17 listopada dotarł do Budapesztu, po paru dniach "zainicjował" oficjalne powstanie komunistycznej partii na Węgrzech. Zaczął wydawać gazetę, organizować strajki oraz demonstracje, ta z 22 lutego 1919 zakończyła się ofiarami śmiertelnymi, a Kun został aresztowany. Niedługo później Bela Kohn okaże się rzeźnikiem Węgier, Węgrów.

Pomysł by, mówiąc po staropolsku - pod pokrywką misji Czerwonego Krzyża umieścić grupę ludzi ze zgoła innymi zadaniami niż deklarowane, nie był autorskim pomysłem Sowietów, zainspirowała ich najpewniej misja amerykańskiego Czerwonego Krzyża z 1917 r. W książce Anthony C. Suttona "Wall Street i Rewolucja Bolszewicka" znajduje się rozdział (V) pt. "Misja Amerykańskiego Czerwonego Krzyża w Rosji - 1917". Przeszło połowę składu tej misji stanowili ludzie związani z bankami i wielkim biznesem. Na 29 osób - 15 to "wall street", 7 to służący im za parawan medycy i 7 osób personelu pomocniczego.

Listopadowy przerzut i późniejsza działalność Beli Kuna na Węgrzech, z sowieckiej perspektywy, okaże się sukcesem, choć krótkotrwałym. Zgoła inaczej potoczyły się losy misji w Polsce. U nas misja bolszewickiego "Czerwonego Krzyża" nie zagrzała miejsca, nie mogła tym samym nikomu towarzyszyć "w jego pierwszych przedsięwzięciach". Brak danych czy członkowie misji zdążyli rozpakować walizy, ale można podejrzewać, że nie.

Polska i Sowiety nie utrzymywali ze sobą stosunków dyplomatycznych. Polscy przedstawiciele w Rosji z szefem misji Aleksandrem Lednickim, zostali w listopadzie uwięzieni przez bolszewików (co miało zmusić Polskę do uznania i nawiązania stosunków dyplomatycznych), aresztowań polskich przedstawicieli dokonano "w Moskwie, Petersburgu i na prowincji". Jednocześnie wojska sowieckie kierowały się na Zachód, w kierunku Wilna w celu zajęcia tych terenów po oczekiwanym wycofaniu się wojsk niemieckich. 20 grudnia 1918 r. do Polski przybyła zapowiedziana sowiecka "misja Czerwonego Krzyża", liczyła 5 osób. Na jej czele stał Bronisław Wesołowski wysokiego szczebla dygnitarz sowiecki, a skład uzupełniali - Leon Alter, jego matka Maria Alter, Magdalena Ajwazowa i lekarz Klocman. Następnego dnia po przybyciu delegacja została oskarżona o prowadzenie działalności wywrotowej, zatrzymana i uwięziona.
W oparciu o dostępne informacje uczestnicy misji, oficjalnie, przedstawiają się jak następuje:


Sowiecka misja "Czerwonego Krzyża" w Polski (1918)


Szef misji - Bronisław Wesołowski (ur. 1870 r. w gubernii piotrkowskiej), pseud. Smutny, Jan z Kijowa (Смутны, Ян из Киева) - bolszewik, współzałożyciel (Marchlewski, Warski) "Związku Robotników Polskich", absolwent politechniki w Zurychu (studiował m.in. z Różą Luksemburg), współzałożyciel SDKPiL sprzeciwiającej się idei niepodległości Polski (Róża Luksemburg), 1894-1903 i 1908 do 1917 - w więzieniach carskich za działalność wywrotową, w 1905 przedostał się z Kijowa do Warszawy (rewolucja), aresztowany i zwolniony za kaucją (1906). W 1907 r. więcej niż obecny na kongresie partyjnym w Londynie (opowiedzenie się SDKPiL po stronie bolszewików), uczestnik rewolucji bolszewickiej, członek zarządu grupy piotrogrodzkiej CKW SDKPiL w Rosji, członek Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego w Piotrogrodzie (ВРК), sekretarz Ogólnorosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego Rad; członek - od lipca 1918 r., a od grudnia przewodniczący Najwyższego Trybunału Rewolucyjnego. W grudniu 1918 zostaje wysłany do Polski. Po 1945 r. patron ulic - Warszawa, Sosnowiec, Łomża, Słupsk, w październiku 1981 umieszczony na znaczku Poczty PRL (10 mln. sztuk).
Leon Alter (ur. 1889 w Warszawie - zm. 1934) - bolszewik, "prawnik", działacz SDKPiL, uczestnik rewolucji bolszewickiej, sędzia śledczy Czeka, po szczęśliwym powrocie z misji w Polsce - w latach 1923-1929 radca prawny w instytucjach finansowych w Moskwie i pracownik pionu śledczego WCzK, później członek przedstawicielstwa handlowego ZSRS na Łotwie.
Maria Alter - matka Leona Altera (brak danych)
Magdalena Ajwazowa ur. 1885- w czasie wojny pielęgniarka w armii carskiej, związana z bolszewikami.
Ludwik Klocman /Klotzman/ ur. 1889 w Łodzi - doktor nauk medycznych, w latach 1914-1917 lekarz w carskiej armii, j.w.

"Oficjalnie działająca w imieniu Centralnego Kolegium do Spraw Jeńców i Uchodźców misja miała za zadanie przeprowadzenie prac zabezpieczających powrót jeńców rosyjskich z niemieckiej i austriackiej niewoli. Faktyczne zadanie miało się jednak koncentrować na takim ukierunkowaniu transportów tranzytowych z jeńcami, aby trafiały one na ziemie kontrolowane przez bolszewików, a nie przez siły tzw. białych generałów." (1)

W Polsce działała już misja Czerwonego Krzyża - rosyjska. W przypadku misji bolszewickiej, wydaje się, że to jednak zbyt skromny opis faktycznego zakresu zadań postawionych przed delegacją, także jeśli zerknie się na ich dotychczasową działalność. Zakres zadań miał być zapewne jednak szerszy i nie ograniczać się do sprawy transportu jeńców w odpowiednie miejsce czy nawet zbierania informacji przed ich sprowadzeniem do Rosji (vide Kiszczak w Londynie). Jak można podejrzewać, podobnie jak na Węgrzech, misja ta miała kierować działalnością agentów czy zbierać informacje wywiadowcze.
Należy dodać, że w Rosji szykowano już kolejną grupę "działaczy czerwonokrzyskich", która miała dołączyć do wymienionej piątki. W związku z zaszłymi wypadkami, została ona wstrzymana. Na jej czele miała stać osoba przedstawiona później przez adwokata jako Hesse (prasowy zapis nazwiska) - być może chodzi o Borisa Hessena (Gessena), "fizyka i filozofa", który dołączył do armii bolszewickiej, uczestnika rewolucji, cżłonka Rewolucyjnej Rady Wojskowej (Rewwojensowiet).
21 grudnia Wesołowski i Alter spotkali się z szefem wydziału w Ministerstwie Pracy, który skierował ich do księcia Eustachego Sapiehy (RGO). Książę Sapieha odrzucił twierdzenia o niedostatecznej opiece i wyraził zgodę na odwiedzenie największych miejsc tranzytowych jeńców rosyjskich, zaznaczając jednak, że nie wyraża zgody na działalność odrębnej orgnizacji opiekuńczej, "a członkowie misji mogą działać jedynie w ramach polskich instytucji i pod ich kontrolą" (1).
Po powrocie do hotelu bolszewicy, jak wynika z ich relacji, zastać mieli w swoich pokojach żandarmów (wojsko), którzy ich zrewidowali. Jeszcze 21 grudnia delegacja została internowana w Hotelu Brühlowskim. 27 grudnia zatrzymanych poinformowano o braku zgody na dalszą działaność na terenie Polski. W relacjach i opisach wspomina się o dysponowaniu przez delegację kwotą pieniędzy "nieproporcjonalną do zakresu planowanych działań", przez stronę sowiecką podawana była kwota "około miliona rubli" jako odebrana w trakcie rewizji w hotelu (być może chodzi o ruble złocie, lub jest to charakterystyka innych jeszcze innych środków niż te opisane jako "nieproporcjonalne do zakresu").
Po internowaniu i ulokowaniu misji w osobnych pokojach hotelu, Wesołowski, szef misji, zażądał by odstawiono ich do granicy, na co wyrażono zgodę. 29 grudnia doszło do demonstracji komunistów (4 dni przed przybyciem delegacji utworzono w Polsce partię komunistyczną, a dzień przed jej przyjazdem zaczął ukazywać się organ prasowy komunistów - Sztandar Socjalizmu) i socjalistów (PPS, Bund) przed hotelem - kilkutysięczny tłum domagał się uwolnienia delegacji sowieckiej i zaprzestania aresztowań komunistów, po zajściach wyzwał także do strajku generalnego. Doszło do wymiany ognia, jako pierwsi strzelali komuniści, raniąc polskiego żandarma, po stronie komunistów było kilku zabitych i kilkudziesięciu rannych. Strzały do wojska tego dnia miały padać także z okien domów. Komuniści twierdzili, że nie strzelali pierwsi, przeczą jednak temu doniesienia władz, prasy polskiej a także socjalistycznej, pośrednio również samych komunistów, dla których, jak deklarowali, miał być to wstęp do obalenia socjalistycznego rządu Moraczewskiego (zostanie odsunięty od władzy 5 stycznia 1919 r. przez "zamach stanu" /endecja, konserwatyści, Piłsudski; dzień 5 stycznia powróci jeszcze 2 razy - w innych okolicznościach/). Delegacja sowiecka została przeniesiona do Cytadeli, w ich sprawie interweniował szef MSZ bolszewików Cziczerin, dodając, że (więzieni) dyplomaci polscy stają się zakładnikami do czasu uwolnienia Wesołowskiego i reszty. 30 grudnia misja sowiecka, w asyście oddziału żandarmerii, liczącego 5 osób z pchr. Lasockim na czele, opuściła Warszawę pociągiem do Wilna.

"Wedle ustaleń komunistycznej redakcji opartych o informacje pochodzące z „bezwzględnie pewnego źródła” wydarzenie to przebiegało w sposób następujący. W asyście żandarmów delegacja udała się do miejscowości Łapy. Wobec zamknięcia tamtejszej granicy, cofnięto ją drogą kolejową do stacji Czyżew, skąd na furmankach ponownie skierowano ku granicy. Mordu miano dokonać przy szosie Wiliny-Ruś w powiecie bielskim, w guberni grodzieńskiej, w nocy ze środy na czwartek, tj. z 3 na 4 stycznia 1919 r. Przy ciałach ofiar miejscowa policja znalazła dokumenty - paszporty Wesołowskiego, Ajwazowej, Klocmana, Alterowej oraz jej syna Leona Altera, jak również pieniądze". (1)

Komuniści obciążali polskie władze, a ich opis zbieżny był z tym, co o przebiegu wypadków opowiadał czekista Leon Alter, który przeżył egzekucję (postrzelony w szyję udawał martwego, a później dotarł do swoich). Władzom polskim zależało, żeby dowieść, że nie były zaangażowane w te wypadki (pamiętano przy tym o więzionych polskich dyplomatach - zabiegi władz polskich o ich uwolnienie, a po fakcie także o to, by nie stała się im krzywda).

"Pojawienie się Altera w Mińsku uruchomiło bolszewicką dyplomatyczno-propagandową machinę. W styczniu 1919 r. wokół kwestii morderstwa członków misji mnożyło się wiele pytań. Odpowiedzi na nie mogło udzielić dopiero wnikliwe śledztwo. Tym, a zwłaszcza jego wynikami, nie wydawała się zainteresowana strona rosyjska [sowiecka]. Podjęte wówczas działania Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych przejawiały więcej woli do polityczno-propagandowego wykorzystania tematu czerwonokrzyskiego, jako doskonałego instrumentu do uderzania w międzynarodowy wizerunek rodzącego się państwa polskiego. Ponadto reakcję Cziczerina i służb mu podległych należy postrzegać w kontekście nadchodzącej, a po zajęciu przez bolszewików Wilna [5 stycznia], mającej już miejsce wojny między obu państwami."(1)

Władze polskie zleciły śledztwo, natłok innych wydarzeń spowodował, że sprawa zaczęła cichnąć i schodzić na dalszy plan. Proces sprawców egzekucji odbył się na początku 1920 r. przed sądem wojskowym w Warszawie. Trwała wówczas wojna polsko-bolszewicka.

"Istotnym elementem, któremu znaczną uwagę poświęcały ówczesne gazety, była kwestia motywów, które to pchnęły oskarżonych żandarmów do takiego czynu. Wedle ich zeznań działali z pobudek czysto patriotycznych, ideowych, służąc dobru i bezpieczeństwu odradzającej się ojczyzny61. Uważali ponadto, że wyeliminowali nie członków delegacji czerwonokrzyskiej, ale, jak twierdzili, „bolszewickich emisariuszy”, agitatorów, „zbrodniarzy bolszewickich” czy sprawców grudniowych rozruchów w stolicy, a więc podjęte przez nich kroki były wedle ich opinii uzasadnione i uprawnione62. Inicjatorem rzeczonej likwidacji miał być, nieżyjący już w chwili procesu, porucznik Koy63. Niżsi stopniem żołnierze tłumaczyli przed sądem, że wskazania odnośnie do zgładzenia Wesołowskiego i innych odebrali w charakterze rozkazu, a jako karni podwładni wykonali go."(1)

Rozprawę prowadzili dwaj sędziowie fachowi - sędzia major Czechowicz jako przewodniczący i major Szpindler, asystowali im 3-ej(?) sedziowie niefachowi, oficerowie. Oskarżał prokurator kapitan Grodzicki. Oskarżonych bronili: adw. Zadrowski, Jan Nowodworski, kapitan dr Hofmokl-Ostrowski, porucznik dr Jezierski i p. Raczyński (ew.Baczyński).
W trakcie procesu pojawiły się informacje, że to Leon Alter, według jego twierdzeń, a przywołanych w relacji w sądzie, miał być inicjatorem przybycia sowieckiej misji do Polski - ten uczestnik rewolucji bolszewickiej, wracając z Wiednia w listopadzie 1918 r. znalazł się w Warszawie, zetknął się jeńcami rosyjskimi z wojny światowej i chcąc ulżyć ich losowi, zapytał min. pracy Zięmęckiego (PPS) czy władze polskie nie wyraziłyby zgody na przybycie Misji Czerwonego Krzyża... Były minister a wówczas poseł B. Ziemięcki twierdził, że skierował Altera do ministra spraw wewnętrznych (Thugutt).
Wydaje się, że istotna jest informacja o tym, że Alter przybył z Wiednia w listopadzie 1918 r., w tym czasie dokonano przerzutu Beli Kohna (jako dr E. Sebesteyna) i innych na Węgry, najprawdopodobniej właśnie przez Austrię, być może Alter był w jakiś sposób zaangażowany i w sprawę tamtejszego "Czerwonego Krzyża".

Fragmenty zeznań, z relacji z procesu:
pchor. Marian Lasocki - "Oskarżony opowiada ze spokojem, jak otrzymał rozkaz eskortowania agitatorów do Białegostoku, jak następnie rozkaz ten uległ zmianie, jak udał się do Ciechanowca, jak po drodze, otrzymał zawiadomienie, że misja ma być zgładzona itd. Zawiadomił go o tem nieżyjący już porucznik Koy.
Podkreśla dalej, w odpowiedzi na pytanie przewodniczącego, że usuwanie ze świata wrogów państwa polskiego uważa za rzecz konieczną i naturalną.
Oświadczenie por. Koya uważał za rozkaz. Zapisał się do Żandarmerii ze względów ideowych, widząc w niej nader odpowiedzialną i pożyteczna placówkę".
"podpor. Cyndler - zeznaje podobnie. W Łapach por. Koy powiedział, że "misja" ma być straconą. Spełnił rozkaz, zresztą wiedział, że są to niebezpieczni agitatorzy, którzy spowodowali rozruchy w Warszawie.
I w trzecim oskarżonym - Kazimierzu Kasiorze, szeregowcu zandarmerji, zbrodnie bolszewickie rozpaliły nienawiść do bolszewików. W jego pojęciu bolszewik — to istota, którą należy zgładzić. Stwierdza z naciskiem, że nie miał dla nich litości, bo na kilka dni przed egzekucją bolszewicy ukrzyżowali 4-ch ułanów polskich oraz zamordowali w bestjalski sposób kilku żołnierzy naszych. I ten oskarżony wspomina o por. Koy'u: akcentując, że rozkaz oficera to dla niego świętość. Spełnił rozkaz.
Oskarżeni: ppor. Lewicki oraz brat jego Albin Lewicki (szeregowiec), oświadczyli, że spełniali rozkaz, wiedzieli, że mają do czynienia ze zbrodniarzami bolszewickimi."
por. Antoniewski, dow. pododcinka, stacjonowany podówczas w Łapach. Otrzymał rozkaz delegowania oficera i żolnierza do pomocy żandarmom, którzy mieli eskortować agitatorów bolszewickich za linje demarkacyjną. O zamiarze rozstrzeliwania agitatorów nic nie wiedział. O zabójstwie dowiedział się w dziesięć dni po fakcie. Jest żołnierzem, tępił bolszewików za srogie krzywdy i tępić ich będzie nadal; spełnił dane mu polecenie".

W procesie zeznawały także krewne członków misji - matka lekarza Klotzmana oraz siostra Marii Alter, ciotka czekisty Leona Altera - Z.Gesundheit:
"Gesundheit zapewniała sąd, ze zarówno siostra jej, jak i siostrzeniec dalecy byli od jakichkolwiek idei bolszewickich, a przez udział swój w bolszewickiej misji sowieckiego Czerwonego Krzyża rosyjskiego pragnęli tylko przysłużyć się dobrze Polsce, którą uważali za swoją ojczyznę(?)".
J.Klotzman - "Nie wierzy, aby syn jej mógł być bolszewikiem. Uważa, że najwidoczniej obce mu były zamiary i tendencje jego współtowarzyszy w misji".

Inny ze świadków: Bardzo znamienne było zeznanie świadka podpułkownika Pasławskiego, który nie wiedział o zamiarze egzekucji i dopiero po kilku dniach się dowiedział. Przyznaje jednak, że delegując do eskorty podporucznika Cyndlera miał przez chwilę wrażenie, że misja, gdyby nawet jeszcze bardziej zwiększono eskortę warszawską, nie byłaby bezpieczną, w szeregach bowiem nielicznej podówczas armji polskiej panowało rozgoryczenie z powodu stosunku rządu [Moraczewskiego] do bolszewików, wiedziano też o zajściach na placu Saskim."

Przed wyrokiem:
"Zanim zabrał głos podprokurator, jeden z oskarżonych oświadczył, w imieniu wszystkich podsądnych, że, jakkolwiek czuja się niewinnymi, proszą o wyrok skazujący, albowiem słyszeli, iż uniewinnienie ich mogłoby źle odbić się na losach polaków internowanych w Rosji.
Prokurator por. Grodzicki kładł nacisk na oświadczenie komendanta odcinka żandarmerii w Łapach Koya, który niewątpliwie oświadczył był, po porozumieniu sie z kim innym, że misja musi być zgładzona, a młodzi podwładni jego, w swym młodzieńczym zapale, niewyrobieni życiowo, rozkaz wypełnili. Fakt ten jednak, zaszły w warunkach, co prawda niezwykłych, nazywa się zabójstwem i, zarówno wobec świętego przykazania boskiego: "Nie zabijaj" i wobec prawa bezkarnym pozostać nie może. Istnieją uiewątpliwie w tej sprawie okoliczności łagodzące natury ideowej, lecz o uwolnieniu od odpowiedzialności mowy być nie może, bo prawo zawsze
i wszędzie panować powinno. Prokurator zakończył wyrażeniem przekonania, iż wyrok sądu będzie sprawiedliwy i wywoła w opinji publicznej przeświadczenie, że sa jeszcze sędziowie w Rzeczypospolitej.
Obrony wnosili Por. Raczyński w imieniu Albina Lewickiego i adw. Zadrowski w imienin Cyndlera. Obaj obrońcy dowodzili, że oskarżeni - nie mogą odpowiadać za mord lub zabójstwo. Wykonali oni egzekucję Z rozkazu swej władzy, spełnili zapadły wyrok bez żadnego znęcania się. Świadomi zła, jakie wyrządzają nam bolszewicy; znając dążenie bolszewików do zniszczenia państwa polskiego; wiedząc, w jakich zamiarach emisariusze bolszewiccy przyjechali do Polski: widząc ich napady na wojsko polskie (w Zamościu i innych miastach); sami doświadczywszy ohydnego okrucieństwa bolszewickiego, bo rodziny dwu z siedzących tu na ławie oskarżonych były wymordowane w sposób zwierzęcy przez bolszewików; pomni sprawy braci Lutosławskich - mogli oskarżeni zapomnieć o przykazaniu: "Nie zabijaj!".
Adw.Hofmokl-Ostrowski przywołał jeszcze postać nieżyjącego już wówczas por. Franciszka Koya (o którym niżej), przedstawianego na procesie jako oficer, który wydał rozkaz podkomendnym - "(Koy) poległ na froncie, ciało zaś jego znaleziono zmasakrowane".

Kwestia zarekwirowanych pieniędzy przywiezionych ze sobą przez bolszewików - również w relacji prasowej z procesu:
"Między innemi przeczytano dokument zabitego Wesołowskiego na imię ministerjum spraw zagranicznych, dotyczący owego miljona rubli, przywiezionego jakoby, jak się później okazało, przez emisarjuszów bolszewickich na wiadome im cele".  
"Misja — zdaniem obrońców — przyjechała do Warszawy nie w innym celu, jeno w tym, aby przy pomocy miljonów uprawiać propagandę bolszewicko-rewolucyjną i namawiać żołnierzy polskich do dezercji".

Sąd po zastosowaniu okoliczności łagodzących oraz dekretu o amnestii skazał: pchr. Mariana Lasockiego na rok więzienia, ppor. Zygmunta Lewickiego na rok więzienia, kapr. Albina Lewickiego na rok więzienia, szer. Kazimierza Kaziora na rok i 2 mies. więzienia, por. Cyndlera na 2 lata więzienia. Uniewinniony został por. Edward Antoniewski. Wszyscy, zgodnie z wnioskiem prokuratora, pozostali na wolnej stopie.

"obecni na sali obrzucili skazańców kwiatami"

"...W oczach szerokiego ogółu bolszewicy rosyjscy są zbrodniarzami, których za zbrodnie przeciw cywilizacji i przeciw członkom naszego narodu, spotkaćby winien taki sam los, jaki był udziałem owej rzekomej misji Czerwonego Krzyża. Nasze poczucie moralne wzdryga się na myśl, że przedstawiciele naszego rządu rozmawiać mogą na stopie równości z tymi nicponiami, zamieniać będą z nimi uściski dłoni i t.d."

Fragment artykułu "Morał z procesu":

"Rzekoma misja Czerwonego Krzyża zwróciła niebawem uwagę władz, nawiązała bowiem zaraz [20/21.12] stosunki z komunistami niemieckimi [5 stycznia 1919 r. doszło w Berlinie do tzw. powstania Spartakusa - Róża Luksemburg, Lev Jogiches, Karol Libknecht - dwoje pierwszych to b. dobrzy znajomi Bronisława Wesołowskiego ze studiów, i nie tylko, w Zurychu, i nie tylko w Zurychu] i jak się okazało, [delegacja] przywiozła ze sobą dużo "bibuły" agitacyjnej i dużo pieniędzy. Ostatecznie nawet rząd p. Moraczewskiego nakazał misję tę internować w hotelu Bruehlowskim. Wstawił się za nimi u rządu polskiego wyższy urzędnik tegoż ministerjum pracy, p. Warszawski (pseudonim literacki Warski), który ostatecznie za rządów już Paderewskiego został z ministerjum usunięty i aresztowany za agitację, mimo że "Robotnik" wystawił mu świadectwo, że jest jedynie niewinnym "teoretykiem" komunizmu. Niedawno aresztowano go po powrocie z posiedzenia komitetu komunistów i tym razem osadzono w cytadeli. Gdy wdanie się p. Warszawskiego nie odniosło skutku, komuniści warszawscy urządzili na placu Saskim wiec manifestacjny, ukończony napadem na Hotel Bruhlowski (29 grudnia 1918 r.), gdzie zginęło kilku żołnierzy polskich Hotel wartujących [wyżej inne dane]. Dziwnem zrządzeniem losu p. Ziemięcki był (według relacji "Robotnika") naocznym tylko świadkiem tej manifestacji, a może raczej jej uczestnikiem (jak utrzymuje na podstawie jego własnych na sądzie zeznań inny sprawozdawca dziennikarski)."


(1) "Sprawa tzw. rosyjskiej delegacji Czerwonego Krzyża..."(Przegląd Wschodnioeuropejski, 2014,pdf). W podsumowaniu, autor tego artykułu, uważa, m.in., że sprawa ta źle przysłużyła się Polsce ze względu na jej skuteczne propagandowe rozegranie i rozgrywanie przez bolszewików na arenie międzynarodowej. Ja jestem przeciwnego zdania. Mimo wspomnianych strat możliwe, że bardzo bardzo dobrze przysłużyła się Polsce.

P.S. ZONK! komuszki, już byliście w ogródku, już chcieliście ukręcić głowę tej waszej "białej gęsi", a tu niespodzianka!


********


Porucznik Franciszek Koy. Wymieniony jako bezpośredni rozkazodawca dla egzekucji sowieckiej misji (trudno jednoznacznie orzec czy faktyczny, czy też wymieniony został "ze względów procesowych" - taktycznych, jako ten który wydał czy raczej przekazał otrzymany rozkaz bezpośrednim wykonawcom). Poza zeznaniami są też poszlaki wskazujące, być może, że mógł być to On (nowy przydział, przybranie pseudonimu).

Franciszek Koy vel Zameczek (ur. 18 października 1893, zginął 5 kwietnia 1919 /istotne/) – rotmistrz żandarmerii Wojska Polskiego.

Członek korporacji akademickiej "Jagiellonia" w Wiedniu, odznaczony Virtuti Militari.

"W czasie I wojny światowej walczył w Legionach Polskich. Był podoficerem, a następnie oficerem 2 Pułku Ułanów Legionowych (1 pluton 3 szwadronu). Prowadził wiele patroli ułanów m. in. pod Mołdawę, Jezierzany, Oleszę, Kolorówkę, Mamajestie, Rokitnę (maj-czerwiec 1915). W kampanii wołyńskiej jego pluton został przydzielony do I Brygady Legionów Polskich. W listopadzie 1918 mianowany został komendantem żandarmerii w Łapach."

"Od początku 1919 roku służył w 22 Pułku Piechoty, brał udział w walkach z Ukraińcami w Małopolsce Wschodniej, oraz w początkowej fazie walki z bolszewikami. Poległ w dniu 5 kwietnia."


"Świętej pamięci Franciszek Koy (Zameczek).
Telegramy przyniosły już wiadomość o śmierci bohaterskiej porucznika Zameczka, który z rąk bolszewickich zginął pod Pińskiem na czele swego oddziału wywiadowczego. Pod pseudonimem Zameczka ukrywał się por. Franciszek Koy, który przez zgon swój bohaterski na dalekich kresach Rzeczypospolitej powiększył poczet tych, co niezłomnie stojąc pod sztandarem walki orężnej o wyzwolenie ojczyzny, życie swe młode składają na ołtarzu świętej Sprawy.
Ś.p. por. Koy rozpoczął służbę w 2 p. ułanów leg. pol., w cieżkich bojach i walkach kampanii karpackiej, dosługuje się od szeregowca rangi wachmistrza. Później przeniósł się do piechoty, ukończył chlubnie kursa oficerskie, pracował jako instruktor, a gdy nareszcie nadeszła upragniona chwila budowania samodzielnej armji narodowej, na własne żądanie zaliczony był do żandarmerji polowej. Pełnił ciężką i odpowiedziałną służbę w polu w dywizji litewsko-białoruskiej pod komendą podpułk. Pasławskiego w II-ej brygadzie. Przeniesiony następnie do grupy jen. Listowskiego, pod nazwiskiem por. Zameczka sformował lotny oddział i pełnił w najcięższych warunkach w awangardzie posuwającej się armji służbę wywiadowczą. W znacznej mierze przyczynił się do świetnego zdobycia Pińska, za co otrzymał pochwalę naczelnego wodza. Niestrudzony jego oddział, który utrzymywał w ryzach wielokrotnie liczniejszego wroga, ściągnął też na siebie największą nienawiść bolszewickiej dziczy. Zdradzony przez zorganizowany w Pińsku spisek, wciągnięty w zasadzkę wśród błot, otoczony przez bolszewików, po bohaterskiej walce padł, a wraz z dowódcą poległa znaczna część oddziału".

Sowiecka misja "Czerwonego Krzyża" w Polski (1918)

Sowiecka misja "Czerwonego Krzyża" w Polski (1918)

"...oddział porucznika Koja zaraz po przeprawieniu się przez kanał Ogińskiego otoczyły i rozbiły bandy partyzantów sowieckich na północ od wsi Waliszcze. Porucznicy Koj i Zaręba, po bohaterskiej obronie - polegli".

"Podobną też sławę zapomnianą już prawie zupełnie, zyskał i Łahiszyn koło Pińska. W lasach tamtejszych w stronę kanału Ogińskiego ciągnących się, zginął w r. 1919 por. Koy-Zameczek, stary legjonista, dowódca miejscowego oddziału partyzanckiego."

 

Grób rodzinny ś.p. porucznika Franciszka Koya na Starych Powązkach w Warszawie

-----

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Bronis%C5%82aw_Weso%C5%82owski
http://karpaccy.pl/pulkownik-norbert-okolowicz-18901943-kartki-do-biografii-plaj-38/
https://sites.google.com/site/poczet21wdh/home/k/koy-franciszek
https://pl.wikipedia.org/wiki/Franciszek_Koy
https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&cad=rja&uact=8&ved=0ahUKEwjIiIGyqdHQAhVB2SwKHd68DQwQFggkMAA&url=https%3A%2F%2Fwww.voltairenet.org%2FIMG%2Fpdf%2FSutton_Wall_Street_and_the_bolshevik_revolution-5.pdf&usg=AFQjCNFy79URPMIBFERwTDp-6TBUB_9lTw
https://www.big-lies.org/jews/jews-hungary-bela-kun.html
https://books.google.pl/books?id=6iFkgDNQazwC&pg=PA109&lpg=PA109&dq=kun+bela+Sebestyén+red+cross&source=bl&ots=3wggPFBDDV&sig=mU-vjcFvR3XGryOSAuCYucfTKzo
+ inne.

 

szpak80
O mnie szpak80

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura