szpak80 szpak80
632
BLOG

"Robotnik" czyli Kazimierz Pużak, PPS i zabór mienia

szpak80 szpak80 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

"11 listopada 1918 r. członkowie Pogotowia Bojowego PPS na polecenie CKR PPS, zajęli siedzibę redakcji i drukarni „Godziny Polskiej” (pisma subsydiowanego przez władze okupacyjne) w Warszawie przy ul. Wareckiej 7, która stała się siedzibą „Robotnika” na cały okres międzywojenny (władze upaństwowiły drukarnię i wydzierżawiły ją PPS). Już na Wareckiej ukazał się pierwszy (12 listopada 1918 r.). legalny numer 291. W 1919 r. nakład „Robotnika” wynosił 8–10 tys. W pierwszych miesiącach wydawany był również dwa razy dziennie."

"Od 1919 do 1939 „Robotnik” ukazywał się jako regularny dziennik. W latach 1918–1927 redaktorem naczelnym był Feliks Perl, a od 1927 po jego śmierci Mieczysław Niedziałkowski". (za doc. W.)

"Dom na Wareckiej 7 mieścił nie tylko redakcję i wydawnictwo „Robotnika”. Gnieździła się tam większość organizacji socjalistycznych w Polsce."

***

Grabież socjalistyczna

W ostatnich dniach ukazały się w różnych organach prasy wiadomości, które zebrane razem dają pełny obraz tego, jak Polska Partja Socjalistyczna i p. Adam Napieralski, wspólnie w początkach wojny pod sztandarami N.K.N. pracujący, ograbili Polskę na 60 miljonów i jak temu dopomogły sfery urzędowe, niektóre czynem, inne zaś właśnie swą bezczynnością. Obraz to tak znamienny dla stosunków odrodzonej Polski, że nie powinno być obywatela, któryby go nie znał możliwie dokładnie.
W nocy z d. 11 na 12 listopada r. 1918 pp. Feliks Perl i Witold Narkiewicz Jodko z gronem ludzi uzbrojonych, działając w imieniu "Centralnego Komitetu Robotniczego P.P.S." włamali się przy ulicy Wareckiej do drukarni "Godziny Polski". Pismo to założył znany działacz śląski p. Adam Napieralski i prowadził w duchu orjentacji NKN-owej, a to jak się właśnie podówczas okazało, za pieniądze przez rząd niemiecki udzielone. Ta właśnie rewelacja usprawiedliwiać miała moralnie napad PPS., chociaż oczywiście nikt niema prawa okradać złodzieja, lub ograbiać rabusia, winien zaś ich jedynie wydać w ręce władzy.
Niestety w listopadzie r. 1918 ludzie, którzy dorwali się do władzy nie mieli najmniejszego poczucia prawa, to też zagrabienie drukarni na oczach Naczelnika Państwa i ministrów z gabinetu p. Moraczewskiego nikogo z nich nie poruszyło. Przeciwnie rząd okazał się nawet o tyle troskliwym o rabusiów, że, chroniąc ich od możliwych naśladowców, postawił przed domem posterunek milicji ludowej. Ku wielkiemu wstydowi, zaznaczamy, że gdy jedni tak otwarcie zło popierali inni umywali ręce i zamykali oczy na bezprawie. Dość, że ani policja, ani prokurator, ani sądy nie tylko nic nie zrobiły z własnej inicjatywy dla usunięcia rabusiów, ale nie reagowały też na urzędowe doniesienia p. Napieralskiego.
Warszawa nie mogła jednak długo znosić rządu rzekomo robotniczo-włościańskiego p. Moraczewskiego i zmiotła go w styczniu r. 1919. Gabinet był jednak bardzo przezorny i w przededniu swego ustąpienia, w dn. 16 stycznia nakazał uchwałą Rady ministrów sekwestr mienia byłej "Godziny Polski" i na kuratora rządowego powołał [uwaga...] członka Komitetu Centralnego P. P. S., obywatela Kazimierza Pużaka. Pan ten, obdarzony takim samym brakiem poczucia prawnego, wydzierżawił towarzyszom swoim drukarnię świetnie i na ogromną skalę urządzoną za 12.000 marek rocznie.
P. Napieralski nie mogąc nic zrobić u władz polskich, schronił się pod skrzydła opiekuńcze rządu berlińskiego, z którym przecież stale żył w najlepszych stosunkach. W końcu r. 1919 sąd berliński (Laudgericht) przysądził p. Napierałskiemu za wartość drukarni i stracone korzyści kwotę 4.737.861 marek niemieckich, w styczniu zaś r. 1920 p. Napieralski na mocy wyroku sądowego odebrał je z "Preusaiche Seehandlung", w której złożone były pieniądze państwa polskiego. I o dziwo, rząd polski o sądzie i wyroku dowiedział się dopiero po wyegzekwowaniu wymienionej sumy.
Komisja skarbowo-budżetowa Sejmu dowiedziawszy się o wszystkiem, oburzyła się na takie postępowanie i specjalną uchwałą wezwała rząd, by objął w posiadanie drukarnię przy ul. Wareckiej Nr 7, za którą przecież tak drogo zapłacił. Minister skarbu Steczkowski, chcąc zapewne uprawnić rzecz całkowicie, za pośrednictwem adwokata Czapli w Bytomiu wszedł w porozumienie z p. Napieralskim, który zwrócił nawet 767.861 marek niemieckich, pozostawiając sobie tylko okrągłe 4 miljony. A jednak mimo wszystko socjaliści w dalszym ciągu rządzą się w zagrabionej drukarni jak u siebie, do skarbu, rzec można, płacąc fenigi.
Podniesiony w prasie hałas być może położy jednak kres tej skandalicznej gospodarce, która w ciągu 2 i pół lat rozgrywała się tuż pod bokiem Naczelnika Państwa i szeregu zmieniających się ministrów. Po zapoznaniu się z całą historją grabieży socjalistycznej niepodobna się opędzić myśli, jak różne bywają losy tych, co przywłaszczają sobie fundusze państwa. Sporo już ludzi śmiercią okupili winę, niekiedy w setkach tylko marek się wyrażającą, a oto ci wszyscy, którzy wyrządzili skarbowi Rzeczypospolitej straty na 60 miljonów, chodzą w chwale. Jeden z bezpośrednich uczestników napadu jest posłem w Konstantynopolu, drugi jest posłem na Sejm, p. Moraczewski, który ochraniał rabusiów, jako wielki patrjota wstąpił do wojska w czasie najazdu bolszewików i po paru miesiącach mógł już w Sejmie urządzać awantury w mundurze majora wojsk polskich, a dziś jest już może pułkownikiem, p. Pużak, który zawarł tak bezczelną umowę dzierżawną, jest posłem na Sejm rzuca pioruny na nieprawości burżuazji. (Gazeta Warszawska, 1921 r.)

------------

Warecka Nr. 7

Opinja publiczna z żywym niepokojem przyjęła wiadomość o olbrzymiej stracie, sięgającej 60 milj. marek, którą skarb państwa polskiego poniósł wskutek głośnego najazdu tak zw. centralnego komitetu P.P.S. na drukarnię b. "Godziny Polski" w Warszawie, gdzie dotąd drukuje się organ tego komitetu „Robotnik".
Opinja publiczna jest tem bardziej zaniepokojona, że współwinnymi tej straty okazali się niektórzy posłowie do Sejmu i że miarodajne władze rządowe ujawniły w tej sprawie, jak dotąd, niezrozumiałą bezczynność.
Słynna sprawa zagarnięcia drukarni b. "Godziny Polski" przez P.P.S. jest w szczegółach tak niezwykła, że lepiej jest dla wzmocnienia prawnego poczucia ogółu ujawnić je, niż zataić, jak to się dotąd działo. "Godzina Polski", jak wszyscy pamiętamy, wychodziła przez trzy lata w Warszawie, a na prowincji miała filje w postaci "Gońca Kujawskiego" w Włocławku, "Dziennika Polskiego" w Częstochowie i drugiego wydania w Łodzi. Pisma te, wydawane przez firmę "Wydawnictwo Polskie A. Napieralski i C. Zawiłowski", prowadziły przez cały czas ostrą politykę antyrosyjską i zarazem politykę germanofilską, co było zrozumiałe, gdyż Napieralski, poddany niemiecki i b. poseł do parlamentu Rzeszy zostawał w stosunkach z prasowym zarządem okupacyjnym, od którego otrzymywał różne udogodnienia i pożyczki zwrotne co nie ulega dziś wątpliwości. Gdy zbliżał się przewrót listopadowy 1918 roku, Napieralski dał dyspozycję swym redakcjom, aby prowadziły politykę w duchu t. zw. niepodległościowym, zaś numer "Godziny Polski" z dn. 11 listopada 1918 roku zawierał nawet artykuł w tym duchu z powitaniem brygadiera Piłsudskiego, wracającego z niewoli niemieckiej, wraz z jego portretem. Był to jednak ostatni numer "Godziny Polski", albowiem w nocy na 12 listopada uzbrojeni ludzie z pod znaku P.P.S. zagarnęli drukarnię i nazajutrz zaczęli tam drukować "Robotnika". W dwa, czy trzy dni później członkowie tejże partji zagarnęli siłą filje "Godziny" i jej majątek w Łodzi, Włocławku i Częstochowie.
Te akty gwałtu nie miały żadnego usprawiedliwienia konieczności, wystarczyłoby bowiem, gdyby rząd polski poprostu zawiesił te wydawnictwa, o ileby uznał je za niegodne dla państwa. Było jednak oczywistem, że drukarnie były potrzebne zaborcom i dla tego użyli oni pięści.
Zastępca Napieralskiego wniósł w prawdzie natychmiast do sądu pokoju w Warszawie żądanie eksmisji zaborców, a sąd pokoju, upatrując w akcie zagarnięcia drukarni znamiona zaboru cudzej własności siłą (art. 589 i 590 kod. kar.) przesłał sprawę prokuratorowi, lecz władze sądowe nie przedsiębrały dalszych czynności, aby kres samowoli położyć.
Tym sposobem od 12 listopada 1918 r. drukarnia b. "Godziny" znajdowała się najzupełniej bezprawnie w ręku przywłaszczycieli, stojących pod zarzutem czynu, zakazanego przez kodeks, a sprawa ta była już urzędownie w reku prokuratora sądu okręgowego i ówczesnego ministra sprawiedliwości Supińskiego.
W dniu 16 stycznia 1919 roku. w ostatnim dniu swego urzędowania, gabinet Moraczewskiego zdobył się na uchwałę Rady ministrów, nakładającą na całe mienie b. "Godziny" sekwestr, ale mianującą kuratorem mienia K. Pużaka z grona tych samych osób, które dokonały - nieprawnie zaboru tegoż mienia. Jako motyw sekwestru uchwała Rady ministrów podała, że wydawnictwo b. "Godziny Polski" było w stosunkach finansowych z okupantami. Uchwałę tę ogłosił "Monitor Polski" w dn. 8 lutego 1919 roku.
Istnieje mimo to nader poważne zastrzeżenie prawne przeciwko tej uchwale, albowiem sprzeczna ona jest z dekretem p. Naczelnika Państwa z d. 16 grudnia 1918 roku, który wyraźnie nakazuje, aby zarządy przymusowe nad przedsiębiorstwami wykonywało ministerstwo handlu i przemysłu, które winno sprawować zarząd na zasadach ściśle handlowo - przemysłowych, nic oczywiście wspólnego z partyjną polityką nie mających, a uwzględniających jedynie interes skarbu i właścicieli mienia zasekwestrowanego. Takiego mienia nie wolno w myśl przepisów ani zbywać, ani wydzierżawiać na dłuższy czas, a tem bardziej na niekorzyść skarbu. Gabinet p. Moraczewskiego wbrew tym postanowieniom dekretu oddał mienie "Godziny" pod zarząd nie ministerstwa handlu, lecz całkiem przygodnej osoby, a nadto nie udzielił jej żadnych wiążących instrukcyj.
P. Pużak zaczął gospodarować w sposoób zupełnie nie handlowy. Przedewszystkiem p. Pużak w Włocławku usunął kuratora sądowego Arentowicza i sprzedał zapasy papieru gazetowego po "Gońcu Kujawskim" prywatnym osobom za bezcen w porównaniu z dzisiejszemi cenami; następnie usunął w Częstochowie kuratora sądowego Barylskiego i chciał sprzedać kooperatywie socjalistycznej prawie za bezcen wartościowy skład książek szkolnych i materiałów piśmiennych, pozostały po "Dzienniku Polskim", od czego go powstrzymało ministerstwo spraw wewnętrznych, które po niejakim czasie spostrzegło się, że operacja ta byłaby naraziła skarb na straty.
Ale w samej Warszawie p. Pużak zdobył się na śmiałą operację, której dokonał bez formalnego pozwolenia ministra spraw wewnętrznych, a tem bardziej ministra skarbu. Operacja ta polegała na tem, że drukarnię miljonowej wartości przy ul. Wareckiej Nr. 7 wraz z olbrzymim lokalem redakcji i meblami po "Godzinie Polski" p. Pużak wydzierżawił swoim przyjaciołom politycznym, co przyprawiło później skarb o straty miljonowe.
Kontrakt ten, podpisany 14 marca 1919 r. z jednej strony przez Pużaka, jako urzędowego kuratora mienia b. "Godziny Polski", a z drugiej strony przez pp. Perla i Niedziałkowskiego, występujących w imieniu tak zw. centralnego komitetu robotniczego P.P.S., oddał im w dzierżawę całą drukarnię z maszynami i urządzenia redakcyjne na czas od 14-go marca 1919-go roku do 1 kwietnia 1922 roku za cenę 12,000 marek rocznie, czyli 1,000 marek miesięcznie, czyli 33 marki dziennie, to jest za funt chleba razowego na dzisiejsze ceny. Drukując w tej drukarni "Robotnika" pod hasłem: "niech żyje rząd robotniczo-włościański i niech żyje socjalizm" pp - Pużak, Perl i Niedziałkowski w zakontraktowanej w taki niezwykły sposób drukarni podjęli się wykonania zamówień innych zbliżonych do siebie organizacyj. W drukarni tej bowiem drukuje się także "Wyzwolenie", organ tugutowców [węglarze], "Przedświt" socjalistyczny p. Niedziałkowskiego, tak zw. "Chłopska Dola" czy też "Niedola" p. Malinowskiego [Mariana], pisma socjalistyczne dla kolejarzy i różne inne druki, z których płynie nieraz zachęta do strajków, dla państwa szkodliwych.
Wszystko to za funt chleba razowego, bo tyle skarb państwa dziennie otrzymuje w postaci owych 33 marek kontraktowych, stawszy się obecnie właścicielem drukarni po wygraniu przez Napieralskiego głośnego procesu w Berlinie i po zawarciu z nim z musu ugody kosztem przyznania mu 60 mil. marek odszkodowania ze skarbu za zabór drukarni przez socjalistów.
Sejmowa Komisja skarbowo-budżetowa wejrzała w tę sprawę i powzięła następującą uchwałę:
"Sejm wzywa rząd, aby dla zadośćuczynienia potrzebom państwowym wykorzystał wszystkie zdatne do użytku pod względem technicznym drukarnie, będące w jego rozporządzeniu, specjalnie w sprawie drukarni przy ul. Wareckiej, aby jak najprędzej odjął ją do użytku ogólnego Zarządu drukarń państwowych". Tak postanowiła komisja sejmowa.
Niedopuszczalnem więc jest dalsze trwonienie mienia państwowego, które winno natychmiast ustać, zaś współwinnych należy natychmiast pociągnąć do odpowiedzialności i do zwrotu strat skarbowi państwa.
W pierwszym rzędzie P. Marszalek Sejmu Ustawodawczego, który czuwa nad nienagannem postępowaniem wszystkich posłów, ma prawo wezwać posłów Pużaka, Perla i Niedziałkowskiego, aby dla zaspokojenia opinji publicznej wyjaśnili sprawę fatalnego kontraktu.
Opinja publiczna ma prawo postawić takie zapytanie:
"Czy p. Marszałkowi Sejmu wiadomo, że trzej członkowie Sejmu, a mianowicie posłowie Pużak z jednej strony, działający jako kurator urzędowy mienia b. "Godziny Polski", a posłowie Perl i Niedziałkowski z drugiej strony, działający jako przedstawiciele występującej w Sejmie partji politycznej, wszyscy trzej będąc już posłami sejmowymi, w d. 14 marca 1919 roku z pogwałceniem przepisów dekretu 16 grudnia 1918 r. zawarli między sobą kontrakt dzierżawy pomienionego mienia, który był i jest jawnie szkodliwy dla interesów skarbu państwa?"
Odnośnie do posła Moraczewskiego opinja publiczna ma prawo postawić zapytanie:
"Czy p. M arszałkowi Sejmu wiadomo, że pos. Moraczewskij będąc prezesem ministrów, dopuścił do zaboru mienia b. "Godziny Polski", stanowiącego przedmiot przymusowego zarządu państwowego, przez prywatne osoby, działające pod hasłami partji politycznej, reprezentowanej przez niego w Sejmie, w następstwie czego i w skutek wywołanych tym zaborem powikłań prawnych, skarb państwa poniósł stratę do 60 milj. marek?"
A wreszcie:
"Co p. Marszałek Sejmu zamierza uczynić, aby spowodować wszystkich pomienionych posłów z frakcji sejmowej, żeby przyczynili się niezwłocznie do zwrotu skarbowi państw a wynikłych z tego strat?"
Sprawa stała się dziś tak głośną i jawną, że nie wątpimy, iż p. Prezydent Ministrów, odpowiedzialny przed Sejmem i opinią publiczną, zarządzi wszelkie środki, aby interesy skarbu państwa w należyty sposób zabezpieczyć." (Rzeczpospolita, 1921 r.)


------------

Od posła Pużaka otrzymujemy następujący komunikat:
W dwuch dziennikach warszawskich, a mianowicie w "Gazecie W arszawskiej" z dn. 12-go b.m. (Nr. 98), p.t. „Grabież socjalistyczna" oraz w "Rzeczypospolitej" z dnia 14 b. m. (Nr. 100) p.t. "Warecka Nr. 7" pojawiły się artykuły , wymierzone przeciwko działalności kuratora majątku b. wydawnictwa "Godzina Polski", przyczem ściśle poinformowani autorzy tychże dopuścili się całego szeregu kłamliwych i w ogóle oszczerczych wyrażeń.
Pomijając zatem beletrystyczną treść wynurzeń autorów we wspomnianych artykułach, stwierdza, co następuje:
1. Nieprawdą jest, jakoby P.P.S., zabrawszy drukarnię b. "Godziny Polski" w Warszawie, zabrała również równolegle przedsiębiorstwa wydawnicze "Godziny Polski" we Włocławku, Łodzi i Częstochowie, natomiast prawdą jest, że P.P.S. jedynie i wyłącznie zajęła drukarnię "Godziny Polski" w Warszawie.
2. Nieprawdą jest, jakoby kurator majątku "Godziny Polski", K.Pużak, brał jakikolwiek udział w napadzie na lokal "Godziny".
3. Nieprawdą jest, jakoby gabinet Moraczcwskiego wyłącznie rozporządził się mieniem „Godziny", natomiast prawdą jest, że rozporządzenie rządu Moraczeskiego potwierdzonem zostało przez gabinet Paderewskiego, przyczem kurator Pużak otrzymał nominację na swoje stanowisko z ręki tego rządu w osobie Min.Spr.Wewn. p. Wojciechowskiego.
4. Nieprawdą jest, jakoby kurator Pużak usunął kuratora Arentowicza we Włocławku i Barylskiego w Częstochowie, natomiast prawdą jest, że odnośne sądy okręgowe na skutek rządowego rozporządzenia kuratorjum - tych czasowych kuratorów usunęły.
5. Nieprawdą jest, jakoby kurator Pużak zawarł "bezczelną" umowę z Centralnym Komitetem Wykonawczym Polskiej Partji Socjalistycznej ("Gaz. Warszawska"), która naraziła skarb na miniljonowe straty ("Rzeczpospolita"), natomiast prawdą jest, że kurator w porozumieniu z Min.Spr.Wewn., po uprzedniem sporządzeniu i oszacowaniu na 200 tys. marek inwentarza drukarskiego "Godziny" w Warszawie, dokonanego przez eksperta z ramienia M.Spr.Wewn. ś.p. Bohdana Straszewicza, zawarł 14 marca 1918 r. z Centralnym Komitetem Wykonawczym Polskiej Partji Socjalistycznej umowę dzierżawną na lat trzy i że w r. 1919 kwota dzierżawna wynosiła mk. 12 tysięcy, w r. 1920 mk. 60 tysięcy, a wysokość dzierżawy za rok bieżący jest w toku dodatkowej umowy. Miljonowe straty Skarbu wynikają nie z jakiegoś "musu" ani też z następstw dzierżawy, gdyż objekta mienia "Godziny Polski" w Warszawie są w stanie nienaruszonym - a z akcji sądowej Napieralskiego w Berlinie, gdzie przedstawicielstwo polskie nie umiało w porę zastąpić i obronić interesów skarbu,
6. Nieprawdą jest, że kurator Pużak spieniężył majątek "Godziny" we Włocławku, przyczem spieniężył go w ręce prywatne i że tę samą tranzakcję chciał przeprowadzić z majątkiem (sklepem) "Godziny" w Częstochowie, nato miast prawdą jest, że kurator przejął zlikwidowany uprzednio stan interesów "Godziny" we Włocławku, przyczem papier za wynagrodzeniem pieniężnym, złożonym na rachunek kuratorjum w Krajowej Kasie Pożyczkowej w Warszawie już wcześniej przejęło Stronnictwo Niezawisłości Narodowej [PPS, węglarze]. Sklep zaś z materiałami piśmiennymi z Częstochowy, oszacowanym i przez Komisję z Barylskim na czele, w lutym 1919 r. na sumę 30.000 mk. kurator Pużak zaproponował Ministerstwu Spraw Wewnętrznych oddać Ministerstwu Oświaty, dla szkół, względnie sprzedać za powyższą kwotę kooperatywom. Min. Spr. Wewn. obu tych projektów ze względu na treść uchwały Rady Ministrów z 10.1.1919 r. nie akceptowało."

Powyższy komunikat posła Pużaka zamieszczamy w myśl zasady "audiatur et altera pars".
Jedną stroną, której interesów broni "Rzeczpospolita" i inne pisma, jest skarb państwa, drugą stroną jest p. Pużak, który broni siebie samego. Czy skutecznie, pokaże to decyzja czynników miarodajnych, które wejrzały w tę głośną sprawę.
P. Pużak twierdzi, że P.P.S. "zabrała" jedynie tylko drukarnię "Godziny Polski" w Warszawie. ale P.P.S. nie "zabrała" wydawnictw p. Napieralskiego w Włocławku, Łodzi i Częstochowie. Otóż drukarni tam p. Napieralski nie miał, więc nie było co zabierać. A jednak p. Pużak nie zaprzeczy, że w lokalu filii "Godziny Polski" w Częstochowie mieściła się jakiś czas filia "Robotnika", organu P.P.S., i że sam potem doniósł b. ministrowi Wojciechowskiemu, że mienie b. "Godziny Polski" na prowincji zajęła P.P.S. łącznie z pokrewnem Stronnictwem Niezawisłości Narodowej.
P. Pużak twierdzi, że nominację na kuratora, udzieloną mu przez gabinet p. Moraczewskiego otrzymał z rąk ministra Wojciechowskiego już za czasów gabinetu Paderewskiego. Ale to tylko kalendarzowa różnica dat, bo Paderewski przecież nie mianował p.Pużaka, lecz gabinet Moraczewskiego. Minister Wojciechowski za młodu sam był redaktorem "Robotnika", wprawdzie tego heroicznego z podziemia; ale nie tego, co dziś się rozsiadł w pięknej redakcji po p.Napieralskim i nie chce stamtąd ustąpić, choć skarb na tem traci.
P. Pużak. jako kurator urzędowy, spowodował odwołanie kuratorów sądowych w Włocławku i Częstochowie. Naszem zdaniem , należało i w Warszawie ustanowić kuratora sądowego, albo oddać drukarnię w zarząd ministerstwa handlu i przemysłu, jak wymagało prawo, a nie p. Pużakowi, jak chciała P.P.S.
P. Pużak twierdzi, że ś.p. B. Straszewicz oszacował drukarnię. Ale ś.p. Straszewicz robił to na kolanie, a fachowego oszacowania jeszcze dotąd nie mamy. Zdaje się p. Pużakowi, że 12 czy 60 tys. marek dzierżawy rocznej jest dobrym czynszem za wielką drukarnię, ale skarb państwa jest innego zdania.
P. Pużak twierdzi, że miljonowe straty Skarbu wynikły tylko z procesu, wygranego przez p. Napieralskiego w Berlinie; ale skarb jest zdania, że proces wynikł wprost z zaboru przez P.P.S. drukarni, którą p. Pużak wydzierżawił tejże partji P.P.S., zamiast ją przekazać ministrowi handlu, a wtedy zapewne i procesu by nie było, ani milionowe straty dla skarbu nie wynikły.
P. Pużak przyznaje, że min. spraw wewnętrznych nie pozwoliło mu sprzedać sklepu z materjałami piśmiennemi w Częstochowie. Widoczne stąd, że p. Pużak chciał ten sklep sprzedać kooperatywie socjalistycznej ze stratą dla skarbu.
P. Pużak, jako kurator, działał w interesie P.P.S. a nie skarbu, na czem zaborcza P.P.S. skorzystała, a skarb bardzo dużo stracił z winy, jego i P. P. S." (Rzeczpospolita, 1921 r.)

***

Kazimierz Pużak, PPS i zabór mienia.


 

 

szpak80
O mnie szpak80

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura