szpak80 szpak80
575
BLOG

Przestępczość pod zaborem. "Kolejka" lubelska (1892) i banda przedborska (1897)

szpak80 szpak80 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

"Kolejka" lubelska

Niktby temu wiary nie dał, gdyby proces, toczący się przed sądem karnym w Lublinie, proces, który na ławach oskarżonych posadził czterdziestu ośmiu stowarzyszonych a do świadczenia trzysta kilkadziesiąt powołał osób - aż nazbyt dotykalnie nie dowodził, iż wśród wielkiego i ludnego miasta, powstała, zorganizowała się i przez lat pięć dokonywała licznych czynów przestępnych, prawdziwa, wszystkie cechy specyficzne posiadająca "mafia". Lecz przedewszystkiem co to jest "mafia"? My tutaj krótko tylko powiemy, iż tem nazwiskiem objęte są różne związki tajne, szczególniej w południowych Włoszech istniejące a zorganizowane w celach materyalnego wyzysku. Do związków tych mniej lub więcej licznych wchodzić mogą osoby różnych klas i stanowisk, złączone przysięgą posłuszeństwa, wspólnej obrony i stosunkowych korzyści. Cele mafii są rozmaite: wyzysk za pomocą rozboju, kradzieży, kontrabandy, szantażu, nakładania cen na towary, dostawy, pobór opłat od pensyj, zarobków, słowem eksploatacya społeczeństwa na wszelkiej drodze środkami tajemnemi...

Dla osądzenia tak obfitej liczby oskarżonych (pierwotnie przeszło stu - kilku z nich umarło, reszta zbiegła przezornie) sąd obrał salę teatru: na scenie ustawiono trybunę dla sędziów, urzędu skarżącego i obrończego, oraz stolik dla sprawozdawców, na miejscu, gdzie zasiadają zwykle widzowie, w krzesłach postawiono ławy dla oskarżonych, pozostających pod silną eskortą; świadkowie wprowadzani są stopniowo. Akt oskarżenia, to cała księga o 131 stronicach wylitografowanego rękopisu. W najkrótszem streszczeniu opiewa on co następuje:
Około 1885 roku zaczęły się rozchodzić po Lublinie w niższych warstwach społeczeństwa wieści o tak zwanej "kolejce", stowarzyszeniu złodziejskiem, mającem siedlisko w dzielnicy żydowskiej a operującem po ulicach, drogach wiodących ku miastu, lokalach i gdzie tylko się zdarzy. Ściągano towar z wozów, sklepów, piwnic, włamywano się do mieszkań a policya i sądy nietylko, że nie były wstanie wytropić i ukarać sprawców, ale sami poszkodowani, pewni bezskuteczności, przestali się udawać do drogi prawnej a natomiast za pośrednictwem faktorów, członków spółki, znosili się z naczelnikiem stowarzyszenia złodziejskiego i po uiszczeniu stosownej opłaty, odzyskiwali swą stratę, jeżeli było jeszcze dość wcześnie i takowa zwykłą drogą złodziejską nie poszła w dalsze ręce. Sposoby okradania były nad wszelki wyraz proste a nawet komiczne. Chłop jedzie z produktami lub towarem do Lublina; spotyka go mały żydziak, operujący na rachunek bandy, zaczepia wymysłami, pokazuje język, rzuca pecynami błota i zmyka, czem rozgniewany kmiotek puszcza się w pogoń za uciekającym, pozostawiając wóz na drodze, z którego zaczajeni starsi wspólnicy rabują co mogą. Nie gardzą niczem, zabierają produkta, kożuchy, sukmany, worki, ale najbardziej lubią towar: chustki, tytoń, beczki z wódką, i t.d. Inną razą wśród ciemności jeden ze stowarzyszonych zapala świecę, co przyciąga uwagę furmana, jako fakt na drodze niezwykły—wlepia on wzrok w światełko a tymczasem furę operują opryszki. Jeśli takie sztuki mogłyby się nie udać, jeden ze stowarzyszonych wprost napada na furmana, uderza go w twarz między oczy, rozkrwawia, napastowany się broni a wspólnicy złodzieje okradają wóz bez ceremonii. Czasami takie ekscesa działy się nawet w obecności strażników, ale ci, pilnując pojedynczo i wiedząc z doświadczenia, iż narażają się na zemstę stowarzyszonych, woleli nie wtrącać się do sprawy. Podanie skargi do sądu nieprzynosiło również skutku, gdyż nikt, lękając się o życie, nieśmiał świadczyć; tymczasem oskarżeni mieli między swymi wspólnikami mnóstwo fałszywych świadków, tak zręcznie zeznających, iż skarżący ponosił wszystkie ujemne skutki swego kroku. A skutki te były groźne: stowarzyszeni unikali wprawdzie popełniania zabójstwa, rozumiejąc dobrze niebezpieczeństwo tego środka, ale często błysnęli swym ofiarom nożem przed oczyma a kij, pięść, kopanie nogami - były to zwyczajne sposoby do budzenia przestrachu i zmuszania opornych do posłuszeństwa. W takiem położeniu rzeczy najwłaściwszym był dla poszkodowanych układ z hersztem bandy i wykup porwanego przedmiotu. Wkrótce taki obrót przybierała większość kradzieży, a gdy tylko kto się poskarżył na dokonany u niego rabunek, zaraz znajdował się jakiś faktor, który w biały dzień prowadził ową ofiarę do naczelnika, tam umawiano się o cenę wykupu i po otrzymaniu pieniędzy, rzecz zwracano właścicielowi. Drugą kategoryą operacyj tej bandy było wymaganie okupu pod zagrożeniem bicia a nawet bicie wciągniętej w zasadzkę ofiary póty, póki się stosowną nie opłaciła kwotą. Ponieważ na podobne operacye narażeni byli tylko mniej zamożni, suma okupu zwykle była niewielka; rubla do pięciu a niekiedy wystarczał poczęstunek, gdyż banda, jak widać z zeznań, składała się z wesołych i lubiących żyć ludzi. Skład tego stowarzyszenia przedstawia się nader rozmaity: od sędziwych starców do drobnych dzieci, znajdujemy tu uczonych rabinistów, jak i prostaków zaufanych w sile pięści...słowem wszelka specyalność złodziejska i uliczna. Podział pracy odbywał się odpowiednio do tej specyalności: jedni obmyślali wyprawy, wskazywali co i gdzie u kogo ukraść, inni kradli, inni bili, inni czuwali i strażowali podczas kradzieży, inni ukrywali nabytek, przewozili go w odległe miejsca, sprzedawali. Podstawą istnienia spółki był sprawiedliwy podział zysków. Ponieważ, mimo uczciwości członków względem siebie mogły powstać spory, istnieli biegli sędziowie i rozjemcy (Rosenblit był prezesem, Szafran prokuratorem) a nadto istniał wydział obrony, pilnie studyujący ustawy sądowe, ażeby każdego pouczyć jak się ma wykręcać i tłomaczyć, w razie przydybania i postawienia przed kratki. Wreszcie, na najwyższem miejscu stał herszt bandy w osobie Szlejmy Mordka Gajer v. Tracz, któremu oddawali czołobitność nietylko właśni jego ludzie, lecz i wszyscy, którzy mieli z nim jakikolwiek interes. Człowiek ten chodził wśród białego dnia po Lublinie, odbierając tysiące ukłonów, czapki i głowy chyliły się... Miał on zresztą przyboczną świtę, pomocników: Wulfa Faterblata a szczególniej Cylermana i Bidermana, który się odznaczał szczególnym talentem do wyjmowania szyb. Banda miała swój klub w dystrybucyi Kirsza a w szynkach przy ulicy Szerokiej i u Duzmanowej odbywały się bicia, oraz hulanki za wyzyskane pieniądze.

Wszystkie zeznania dotychczasowe w sądzie wskazują na drobiazgowość dokonywanych kradzieży, wielkie zuchwalstwo rabusiów, kompletną ich ufność w jawne prowadzenie swego interesu i niezaradność poszkodowanych. Kto im stał na drodze, jak np. strażnik ziemski, Balejko, prześladowali go pogróżkami dopóty, dopóki im nie zeszedł z oczu, to jest dopóki nie poprosił o tranzlokacyę do innej miejscowości. Przy tem, stosunki bandy musiały być obszerne, gdyż wiedzieli zawsze o przedsiębranych przeciwko nim środkach, tak iż naczelnik żandarmeryi rotmistrz Uthoff, obejmujący zarząd w Lublinie, zdecydowawszy się na skutek prośby kupców, do podniesienia tej sprawy, musiał pierwiastkowe śledztwo prowadzić w domu prywatnym a nie w urzędzie, ażeby ptaszków nie spłoszyć.
Podsądni zaprzeczyli - jak jeden mąż, udziału w kradzieżach i organizacyi bandy; jak się będą bronić, o ile zeznania świadków dowiodą ich winy-w tej chwili jeszcze przesądzać niepodobna.


***

Początek jej sięga wstecz lat siedmiu. Wtenczas już po Lublinie obiegały pogłoski, że pomiędzy żydami tamtejszymi powstała organizacya złodziejska z przywódcami, starszymi członkami, praktykantami i szkołą, w której pod nadzorem starszych kształcili się w rzemiośle złodziejskiem chłopcy nieletni. Przestępcy połączyli się, jak proces wyjaśnił, w karną całość, bo solidarność zapewniała im większą rękojmię bezpieczeństwa, większe łupy i zyski, niż przy "działaniu" pojedyńczem.
Miejscowi mieszkańcy poczuli wkrótce na sobie skutki tej solidarności. Kradzieże stały się bardzo częste, a odkrycie winowajców bardzo trudne. Na swoich współwyznawców i innych mieszkańców nakładała banda kontrybucyę, to jest opłatę pewnych kwot....

Sprawozdawcy opowiadają o przygnębiającem wrażeniu, jakie wywierali oskarżeni, kiedy konwojowano ich z więzienia do sądu: liczna hałastra, przyjaźnie dla szajki usposobiona, towarzyszyła jej stale. Oskarżeni, o cynicznych, typowo-złodziejskich twarzach, nie zdradzali przerażenia, ani zdziwienia. Zresztą z formalnościami sądowemi byli obeznani...

Odważniejsi świadkowie charakteryzowali ustrój i działalność bandy. Przywódcy kierowali wszystkiem, sprawowali czynności wywiadowcze, wskazywali gdzie i kiedy kogo okraść i jak postępować, ażeby uniknąć odpowiedzialności. Banda miała wykonawcę swoich wyroków, jeżeli kto był skazany na pobicie lub kalectwo. Miała  także paserów, którym sprzedawała przedmioty skradzione, miała swoje punkty zborne i własną gospodę o kilku wyjściach dla łatwiejszej ucieczki w razie niebezpieczeństwa.

***

[Po procesie trwającym dwa miesiące] Dnia 17-go b. m. o godz. 11ej z rana komplet sędziów, złożony z prezydującego p. Grigorjewa, członków sądu pp. Orłowa, Smirnowa i Nowickiego, pod prokuratora pana Zagórskiego i sekretarza p. Matwiejewa ogłosił wyrok w sprawie bandy złodziejskiéj, mocą którego zostali zesłani na osiedlenie w Syberyi w miejscowościach bardziej oddalonych: Goldring, Gersztenbrodt, Cymerman, Gajer, Faterblat Wulf, Mandeltort, Grosman, Pest, Kac, Szwarcwald, Finkielsztajn, Rozencwajg, Kornsztajn, Cylerman, Hochman, Gelbsztein, Hersz. Zesłani na osiedlenie do mniej oddalonych miejscowości Syberyi: Tajkew, Kupfersztein, Jurcajg, Kornblit, Frank, Szerman, Bultz, Biderman, Wagner, Rozeniwajg, Icek Gelbsztajn. Skazani do rot aresztanckich: Szajtel, Abendsztern na 4 lata; Szternblitz na 3 1/2 roku, Rozenblit na 2 lata, wszyscy z pozbawieniem praw stanu. Na karę więzienną: Feferman, Szor po 6 miesięcy, Goldnudel na 5 miesięcy, Ur na 3 miesiące, Kuderman na 4 miesiące. Na karę pieniężną w ilości rub. 50: Sztem Hersz z zamianą kary pieniężnéj na dwa tygodnie aresztu. Skazani na więzienie mogą być wolni do uprawomocnienia wyroku za złożeniem kaucyi w kwocie 50 rub. Uwolnieni: Tajtelbaum, Weksman, Blimels, Kotłowski, Abram Faterblat, Sztern Zyskind, Fejerman, Kirsz, Manzumen, Cygielman i Tenenbaum.

***

Echa:

Przestępczość pod zaborem. "Kolejka" lubelska (1892) i banda przedborska (1897)

***

 

Banda przedborska (1897)

Dziś w okazałym gmachu stałych posiedzeń sądu okręgowego rozpoczął się u nas [w Radomiu] proces bandy złodziei, oszustów i rabusiów, operujących przez 4 lata w miasteczku Przedborzu, położonem nad Pilicą. Na ławie zasiadło 33-ch oskarżonych, w wieku od 15 do 60 lat; 26 odpowiada z więzienia, 7 pozostaje na wolnej stopie, w liczbie ich znajdują się 3 kobiety. Prokurator wezwał 115 świadków, podsądni 69, ogółem jest wezwanych 184 świadków. Komplet wyrokujący stanowią członkowie sądu: P. Ł. Spaskij (prezydujący), E. A. Podgórski i I. Pawiński. Urząd publiczny reprezentuje podprokurator M. M. Szweder. Protokół posiedzenia prowadzą: sekretarz wydziału karnego W. Borghord, pom. sekretarza L. Adamski i kandydat do posad sądowych S. Borghord. Obrońcami z urzędu wyznaczeni adwokaci przysięgli: W. Brześciański i I. Gacki, oraz pom. adwokata przysięgłego Z. Zaleski.
Z przeczytanego na posiedzeniu aktu oskarżenia, obejmującego 41 stronic arkuszowych ścisłego pisma, przytaczamy poniżej w ogólnych zarysach treść sprawy.
Na początku 1895 r. prokurator sądu okręgowego radomskiego A. P. Czyczerin otrzymał anonimowe doniesienie, że w miasteczku Przedborzu zorganizowała się banda złoczyńców, która codziennemi kradzieżami i napadami groziła mieniu i życiu mieszkańców miasteczka i przyległej okolicy. Po sprawdzeniu okazało się, że Przedbórz jest istotnie widownią całego rzędu ciągłych przestępstw, wskutek czego rozpoczęto prawidłowe śledztwo, które wydało następujące rezultaty.
Już w r. 1891 zwróciła na się uwagę w Przedborzu pewna grupa ludzi, żyjących tylko z kradzieży i oszustw. Początkowo miała ona charakter familijny i składała się z Zelika Pachciarskiego, dwóch jego synów Szlamy i Chaima, córki Małki, zięcia Izraela Wiernika z ojcem swoim Szają, żony Szlamy-Estery, brata jej Berka Trokmana i ojca ostatnich dwojga Moszka Trokmana. W następnych latach banda rozszerzyła swoje operacye, powiększając liczbę swych członków więcej wykwalifikowanymi profesyonistami, tak, że wkrótce wrosła do poważnej liczby 33 uczestników. Organizatorem i dowódzcą bandy był wyżej wspomniany Zelik Pachciarski. Będąc w podeszłym już wieku, rzadko przyjmował czynny udział w przestępstwach, zostawiając sobie ogólny nadzór i kontrolę nad działalnością reszty członków; w mieszkaniu jego odbywały się wszystkie walne narady i podział łupów. Wyprawami kierowali dwaj synowie Pachciarskiego Szlama i Chaim, oraz zięć Izrael Wiernik. Pierwszy miał przydomek "gubernatora", wymagał bowiem bezgranicznego posłuszeństwa nie tylko od członków bandy, lecz i od mieszkańców, zaś podczas kradzieży przez towarzyszów stał na straży i świstkiem, używanym przez policyę, ostrzegał przed niebezpieczeństwem, dawał wskazówki i przyjmował raporty. Drugi, jako pomomocnik brata, używał tytułu "wicegubernatora". Wiernik zaś piastował godność "naczelnika".
Wielką powagą i znaczeniem wśród towarzyszy cieszył się Kazimierz Strojkowski, niejednokrotnie już przez sądy karany: nadzwyczaj energiczny, okazywał wiele usług bandzie, starając się wykręcać jej członków od podejrzeń, wynajdując dla nich alibi, świadcząc przed policyą o ich niewinności, a także mając zawsze na pogotowiu wóz z końmi, aby w razie nagłej potrzeby łupy mogły być natychmiast wywiezione z miasta. Prócz tego, jeśli który z towarzyszów dostawał się pod sąd, to Strojkowski dopóty zabiegał, wynajdywał fałszywych świadków i dawał tyle zbawiennych rad, że przestępca zawsze uchodził rąk sprawiedliwości: jako wytrawny i biegły znawca prawa, był on znany pod nazwą "prokuratora". Nie zadowalając się znaczną częścią zdobyczy, jaka na niego przypadała, wynalazł sobie inne źródło dochodu, mianowicie, udając urzędnika policyi, postawionego przez władzę dla dozoru nad handlem, wymagał od przyjeżdżających na targ włościan datków piniężnych pod pozorem nieformalności świadectw, pasportów, opłaty za miejsca i t. p. Dzięki takiemu rzemiosłu, Strojkowski szybko dorobił się majątku. Niepoślednie miejsce zajmował Szaja Borensztein, ogólnie nazywany "sędzią śledczym". Obowiązkiem jego było z jednej strony rozpatrywanie winy członków bandy podejrzanych przez towarzyszów o postępki wbrew ustawie związku, a z drugiej strony dowiadywanie się o ilości posiadanych przez przyjezdną lub miejscową ludność pieniędzy, kosztowności i inych tym podobnych przedmiotów, ażeby banda nie miała z tem kłopotu i zawsze napewno działać mogła. W skutek tego, że w Przedborzu, aczkolwiek liczącem około 8 tysięcy ludności, było tylko trzech policyantów, złoczyńcy prawie nigdy nie byli ścigani, gdyż sami poszkodowani nie chcieli szukać sprawiedliwości, obawiając się zemsty Pachciarskich, którzy jawnie występując ze swoją profesyą, grozili skarżącym się. Tak np. gdy niejaki Szwarc w rozmowie ze swym sąsiadem wyraził życzenie, by wszystkich przedborskich złodziei wywieziono na Syberyę, znajdujący się w pobliżu 14-letni brat jednego z członków bandy groził Szwarcowi temi słowy: "my złodzieje pokażemy wam, co to jest skarżyć się na nas". Następnie zameldował o tem Pachciarskim, a ci napadli na Szwarca i w bójce wybili mu trzy zęby. W innym znow czasie Chaim Pachciarski pragnąc sobie wynagrodzić stratę konia, który mu padł w drodze do Gorzkowic, siłą zabrał jadącemu z nim razem handlarzowi Sztudenbergowi rozmaitego towaru na sumę około rs. 40. Gdy ostatni doniósł o tem policyi i ta razem z nim zażądała od Pachciarskich zwrotu zabranych towarów, Pachciarscy, nie zważając na strażników, nietyłko nie oddali rzeczy, ale tak pobili Sztudenberga, że ten przez kilka tygodni obłożnie chorował.
Straż ziemska sama nie śmiała prześladować złoczyńców, gdyż ci zawsze uzbrojeni, stawiali czynny opór całą gromadą, a prześladowana ludność z obawy przed nimi nie chciała pomagać policyi i dawać zeznania.
Jedna część bandy operowała w nocy, druga zaś we dnie okradała na targu przyjeżdżających do miasta wieśniaków, którzy nakoniec obawiając się straty całego swego mienia, przestali zupełnie przyjeżdżać do Przedborza. Zuchwalstwo przestępców doszło do tego stopnia, że zaczęła wymagać od mieszkańców haraczu, który ci płacili bez szemrania, by uwolnić się od ciągłego niepokoju. Np. właściciele składów mąki obowiązani byli darmo dostarczać oznaczoną ilość pudów mąki dla członków bandy na święta, drudzy papierosów i tytoniu dla "gubernatora" i "prokuratora", inni wódkę i t. p.
Skradzione przedmioty wywożono głównie do Noworadomska i Łodzi. Łódzcy złodzieje mieli częste stosunki z przedborskimi kolegami. Jeżeli projektowano na większą skalę wyprawę, wymagającą szczególnej znajomości i śmiałości, Zelik Pachciarski jeździł do Łodzi po specyalistów. Taki wypadek miał miejsce w marcu 1895 r. Pachciarscy dowiedziawszy się, że handlarz lasami Dykerman ma u siebie przeszło dwanaście tysięcy rubli gotowizny, sprowadzili z Łodzi kilku fachowców, atoli kradzież nie udała się, gdyż policya uprzedziła o tem Dykermana.
Po niejakim czasie banda przedborska połączyła się ze złodziejami grasującymi w poblizkich z Przedborzem wioskach. Do liczby ich należał Józef Stempień; mieszkanie jego we wsi Chałupki było schroniskiem rzezimieszków. W ciągłych stosunkach ze Stempieniem byli znani złodzieje Wojciech i Antoni Kusa. Prócz tych należeli do bandy: Józef Czapla, Jan i Piotr Tuszyńcy, Zofia i Franciszek Cieśliki, Aleksy Gaj, Kazimierz Popiełkiewicz i Stanisław Czerwiński. Na czele
tych złodziei stał Jan Tuszyński, a szczególniej wybitną pozycyę zajmowali: Zofia Cieślik i syn jej Franciszek. Ostatni zbiegł. Izba Cieślików znajdowała się na końcu wsi Faliszew , w błotnistej miejscowości na skraju gęstego lasu; ukrywający się tam złodzieje stawiali czaty i przy zbliżaniu się strażników, strzelając do nich, znikali w głąb lasu. Żywności złodziejom obowiązani byli dostarczać włościanie z sąsiedztwa, w przeciwnym razie ścigała ich zemsta opryszków. Kradzione przedmioty po wsiach gromadzone były naprzód w Falikowie, a następnie odsyłano dla podziału ogólnego do głównego sztabu bandy w Przedborzu w domu Pachciarskich.

***


O godzinie 1 m. 58 po południu sąd okręgowy radomski w sprawie bandy przedborskiej ogłosił wyrok skazujący:
1) Zelika Pachciarskiego na 2 lata rot aresztanckich; 2) Szlamę Lejba Pachciarskicgo na 10 lat ciężkich robót; 3) Chaima Pachciarskiego na 4 lata ciężkich robót; 4 ) Izraela Wiernika na 10 lat ciężkich robót; 5) Majera Fajgelmana na osiedlenie w oddalonych miejscowościach Syberji; 6) Chaima Jakubowicza na 2 lata więzienia; 7) Abrahama Wiernika na osiedlenie w najbardziej oddalonych miejscowościach Syberji; 8) Józefa Stempnia na 2 lata rot aresztanckich; 9) Kazimierza Popiołkiewicza na 2 lata rot aresztanckich 10) Kazimierza Strojkowskiego na 4 lata ciężkich robót; 11) Stanisława Czerwińskiego na 2 lata rot aresztanckich; 12) Szmula Fąjgelmana na osiedlenie w najbardziej oddalonych miejscowościach Syberji; 13) Szaję Borensztajna na 4 lata ciężkich robot; 14) Wiktora Fiszmana na 2 lata więzienia; 15) Symchę Smoleńskiego na osiedlenie w najbardziej oddalonych miejscowościach Syberji; 16) Berka Trokmana na 2 lata rot aresztanckich; 17) Jana Tuszyńskiego na osiedlenie w najbardziej oddalonych miejscowościach Syberji; 18) Rachmila Dikmana na osiedlenie w najbardziej oddalonych miejscowościach Syberji; 19) Zofję Cieślikównę na 2 lata więzienia; 20) Wojciecha i Antoniego Kusów na osiedlenie w najbardziej oddalonych miejscowościach Syberji; 21) Hersza Mamiaka na osiedlenie w najbardziej oddalonych miejscowościach Syberji; 22) Józefa Czaplę na rok więzienia; 23) Fajwla Wolińskiego na 2 lata więzienia; 24) Jankla Kiersznopolskiego na 2 lata więzienia; 25) Berka Parzenckiego na rok więzienia (z zamianą jako dla wojskowego na trzymiesięczne celkowe zamknięcie); 26) Małkę Pachciarską na rok i 8 miesięcy więzienia. Wreszcie Piotr Puszyński, Aleksy Gaj, Moszek Borensztajn, Estera Pachciarska, Szaja Wiernik i Moszek Trokman uniewinnieni.

szpak80
O mnie szpak80

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura